Do dobrej kawy przydałoby się jakieś ciacho. Jednym z moich
faworytów jest tiramisu. W gruncie rzeczy nie jest to ciasto tylko raczej
deser, który nie wymaga żadnego pieczenia, a jedynie wymieszania i przekładania.
Jednym z jego składników również jest
kawa, ale po kolei. Nazwa tiramisu po włosku oznacza – "poderwij mnie". Coś w tym
jest... jakby ktoś popełnił dla mnie dobre tiramisu to na pewno miałby +100 do atrakcyjności ;) Poniżej przedstawiam
mój przepis na ten deser (na jakieś mniej więcej 6 porcji, zależy kto ile jest w stanie pożreć...):
Składniki:
30 dkg podłużnych biszkoptów – a tak naprawdę to tyle ile
mieści naczynko :P
250 dkg serka mascarpone
2 jajka
2-3 łyżki drobnego cukru
2 łyżki kawy rozpuszczalnej (lub espresso)
Aromat migdałowy
Likier kawowy
Zaparzyć kawę do nasączania biszkoptów. Wlać ją na głęboki
talerz. Dolać likieru (opcjonalnie trochę cukru) i poczekać, aż mikstura
ostygnie.
Oddzielić białka od żółtek. Do żółtek wsypać ¾ cukru i
utrzeć, aż cukier przestanie chrzęścić, a masa zbieleje. Wrzucić do tego
mascarpone i najpierw delikatnie wymieszać, a potem zmiksować.
Do białek dodać szczyptę soli i resztkę cukru. Ubić na
sztywną pianę i wymerdać ją z masą z mascarpone.
Nasączone (ale nie za bardzo, żeby się nie porozwalały)
biszkopty ułożyć w formie i przekładać masą. Na koniec posypać kakao /
czekoladą. Wstawić do lodówki na ok. 5 godzin.
Bon appetit!