poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Cyweta kawoszem


(by Praveenp on Wiki Commons)


Za górami, za lasami, za wieloma rzekami, za Uralem i Krainą Putina, w południowo-wschodniej Azji, na indonezyjskich wyspach żyje sobie śliczne stworzonko zwane cywetą. Zwierzątko to lubi sobie podżerać owoce kawowca, ale jego organizm trawi tylko ich miąższ, a nasiona kawy tylko lekko nadtrawia pozbywając się ich w sposób standardowy.  Te lekko nadtrawione ziarenka są następnie zbierane, czyszczone, palone i sprzedawane jako luksusowa kawa – Kopi Luwak (kopi oznacza kawę, a luwak – cywetę lub jak kto woli łaskuna). Podobno w wyniku tej specyficznej obróbki kawa zyskuje bardzo dobry, łagodny smak, pozbawiony goryczy oraz piękny aromat. Jest ona bodaj najdroższą kawą na świecie, ze względu na to, że jej zbiory są niewielkie i wynoszą góra 400 kg rocznie (widocznie cywety nie mają za dużego przerobu :P), za jej kilogram trzeba zapłacić ok. 1000 euro. Innymi słowy, jeśli masz wolne jakieś 100 zł i nie masz bladego pojęcia na co je wydać, to możesz sobie zamówić filiżankę tej właśnie kawy. Rarytas rarytasem, ale szczegóły produkcji Kopi Luwak powodują, że nie byłabym chyba w stanie spożyć tego napoju świadomie, mimo iż łaskuny wydają się być bardzo sympatycznymi stworzonkami.

(by Ohallmann on Wiki Commons)

Swoją drogą ciekawe jak w ogóle ktoś wpadł na to żeby wykorzystać ziarenka kawy „przetworzone” przez cywetę, bo normalny człowiek raczej przechodzi obojętnie obok zwierzęcych odchodów, albo omija je szerokim łukiem, bo i po co w tym grzebać? Ktoś kiedyś jednak musiał się na to odważyć i o zgrozo stworzyć z tego napar i wypić. Szalony pomysł mu się jednak opłacił, bo panuje powszechne przekonanie, że kawa Kopi Luwak jest wyśmienita, chociaż są i tacy, którzy twierdzą, że tak naprawdę wcale nie jest ona jakoś szczególnie smaczna, a po prostu ktoś zrobił jej dobry PR i z niezachwycających ziarenek wygrzebanych z … stworzył drogi i luksusowy produkt, zaspokajający próżne potrzeby snobów. Trzeba przyznać, że całkiem cwany pomysł na biznes. Nieco śmierdzący, ale cwany.

środa, 4 kwietnia 2012

Czego na opakowaniu nie ma, a istotnym jest.



Skończyła mi się ostatnio kawa (wiem, to straszne), więc czym prędzej pobiegłam do sklepu uzupełnić dotkliwą pustkę na półce. Nie był to żaden specjalistyczny sklep (muszę takiego poszukać), tylko najzwyklejszy market. I doszłam do wniosku, że producenci kawy powinni umieszczać na opakowaniach więcej informacji, bo są w tej kwestii bardzo oszczędni. Segafredo na przykład stwierdza na jednym z opakowań (o dziwo też po polsku), że znajduje się w nim kawa i to nawet 100%, ale już nie podaje jakiego gatunku. Na opakowaniu kawy innej firmy znajduje się informacja, że kawa nadaje się idealnie do ekspresu ciśnieniowego, mogę się więc domyślić jaki jest stopień jej zmielenia, ale też nie ma nic na temat tego jaki kawa ma posmak, czy jest może bardziej gorzka, kwaśna, czy lekko owocowa – innymi słowy pierun wie co się tam właściwie znajduje i skąd pochodzi. Kawowe zakupy przypominają więc nieco ruletkę lub jak kto woli zakup kota w worku.

Genialnie byłoby, gdyby zamiast jakiegoś marketingowego bełkotu w stylu: kawa ta znakomicie odzwierciedla klimat północnych Włoch i idealnie uzupełni spotkanie w gronie przyjaciół… bla bla bla, producenci umieszczali informacje istotne. Przede wszystkim jaki to gatunek, bo to już sporo mówi o smaku i aromacie, czy jest to np. 100% arabica czy mieszanka. Jaki jest stopień palenia i zmielenia kawy – to drugie warunkuje najlepszy sposób jej przyrządzania. Ja z racji, że dokształcam się w temacie kawowym chętnie ujrzałabym na opakowaniu jeszcze cały szereg innych oznakowań, ale to raczej sfera marzeń, wątpię żeby jakiś producent  umieszczał na opakowaniu całą historię produkcji danej kawy. Na jej jakość wpływa bowiem wiele czynników. Chociażby to z jakiego kraju przywędrowała, jak została przewieziona, czy uprawiana była na terenie nizinnym czy wyżynnym (im wyżej tym bogatszy smak), czy pochodzi z uprawy ekologicznej czy przemysłowej (ekologiczna jest oczywiście lepsza), czy sadzonki były zacienione czy na otwartym słońcu (lepszy jest cień). Istotna jest także technika oraz obróbka zbiorów. Najlepiej jest wtedy, gdy owoce zbierane są metodą „pickingu” – pracownik zbiera tylko dojrzałe owoce, dzięki czemu w zbiorach nie znajdą się żadne czarne owce w postaci np. zgniłek czy owoców nadgryzionych przez różne żyjątka. Ważne jest też jak świeże były owoce przed paleniem – jeżeli leżały do 3 miesięcy to super, im dalej w las tym gorzej, a jak leżały ponad rok, to szału z takiego naparu nie będzie. Najlepszą jakość uzyskuje się przez palenie ziaren metodą bębnową w temperaturze do 220 stopni – im większa temperatura tym gorzej. Po paleniu ziarna kawy są chłodzone – lepiej gdy to chłodzenie odbywa się po prostu na powietrzu, gorsze efekty uzyskuje się przez chłodzenie zimną wodą (co zdaje się jest nagminne w dużych zakładach produkcyjnych). Gotowa kawa powinna być zapakowana w hermetyczną puszkę albo opakowanie  z wentylkiem. Lepiej jest też kupować kawę ziarnistą niż już zmieloną, ale nie każdy ma czym ją zmielić… Niektórzy muszą sobie kupić młynek, bo jedyny jaki w domu się znajduje jest wykorzystywany do mielenia przypraw na pierniki, w związku z czym do kawy się już raczej nie nadaje, no chyba, że celem jest korzenny posmak :P